Przypomnijmy, że „Bohemian Rhapsody” to film inspirowany życiem i twórczością Freddiego Mercury’ego, lidera supergrupy Queen, wyreżyserowany przez Bryana Singera. Tegoroczna gala wręczenia Oscarów przyniosła mu kilka statuetek – m.in. za muzykę oraz montaż, a także dla Ramiego Maleka, który wcielił się w postać kultowego muzyka i artysty.

Mieszane oceny wzięły się zapewne z kilku powodów - kreowany przez Ramiego Meleka młody Freddie był irytujący i działał na nerwy, scenariusz nie zawsze opierał się na faktach, wytknięto też liczne błędy montażowe itd. Przede wszystkim jednak zubożono zarówno postać Mercury’ego, jak i całą historię, a także liczne niezgodności.

Wiecie, że do nakręcenia „Bohemian Rhapsody” przygotowania trwały aż osiem lat? W międzyczasie Sasha Baron Cohen, który miał zagrać główną rolę, zrezygnował. Film ma momenty i dla muzyki warto go obejrzeć, ale słabych stron też mu nie brakuje - wielu krytyków i dziennikarzy wytyka ich całą listę.

Co prawda na końcu czeka nas wielkie show i fajerwerki, czyli świetny koncert Queen podczas festiwali Live 8 w 1985 roku, na którym występowały największe gwiazdy. Punkt kulminacyjny filmu sprawia, że finał jest wielki i majestatyczny. Muzycy Queen doprowadzili publiczność do wrzenia. Czy to wystarczy na Oscara? Oceńcie sami.

KarKwie, fot.DWilliams / Pixabay