Jak wspomina Anna, na pobyt przyjaciół ze Stanów szykowała się przez kilka tygodni. Rok wcześniej gościła u nich i mimo skromnych dochodów chciała ich podjąć tak samo wystawnie, jak oni ją. – Załadowałam całą zamrażarkę mięsem, z którego planowałam zrobić pyszne dania. Nie chciałam w trakcie pobytu gości latać po sklepach, a mając dużą lodówkę i sporą zamrażarkę mogłam, nie łażąc co dzień po sklepach, przygotować obiady nawet na kilka dni.

Tyle, że Kozanów został odcięty od świata… Nie było nie tylko wody, tak jak w innych częściach Wrocławia, ale nie było też prądu. Mięso, wędliny, sery, nabiał – wszystko poszło do śmieci. Oczywiście, że jakoś dali radę, ale, jak uważa Anna, to tygodniowe spotkanie z przyjaciółmi, wcale nie było udane. Uwięzieni w jednym mieszkaniu, bez możliwości choćby na kilka godzin oddzielenia się, bez możliwości zwiedzania miasta, czuli się niezręcznie. Stosunki między nimi uległy rozluźnieniu. Do dziś kontaktują się rzadko i najczęściej mailowo.

Agnieszce z kolei powódź kojarzy się z brakiem wody do mycia, co było szczególnie uciążliwe przy dwójce małych dzieci. Sprawy związane z higieną spędzały jej sen z oczu. Była wtedy świeżo upieczoną mamą bliźniaków. Mówi, że dziś akurat tym problemem nie przejmowałaby się tak bardzo, ale wtedy miała myślenie dwudziestolatki…

A Wy – czy pamiętacie powódź? Jakie macie wspomnienia?

(MW / Fot. Pixabay/cc0)